Tytuł oryginału: Accidentaly Amy
Cykl: -
Autor: Lynn Painter
Wydawnictwo: Wydawnictwo Kobiece
Ilość stron: 328
Gatunek: romans, powieść obyczajowa
Isabella Shay tuż przed rozpoczęciem pierwszego dnia w pracy wstępuje do Starbucksa po dyniowe latte. Obawiając się spóźnienia podszywa się pod Amy, która nie zgłosiła się po swój napój i... przypadkiem oblewa skradzioną kawą przystojnego nieznajomego. Między dwójką nowo poznanych ludzi pojawia się zalążek zainteresowania, które nie może trwać długo - okazuje się bowiem, że mężczyzna to jej przełożony! Sytuacji Izzy nie poprawia fakt, że Blake, orientuje się, że wziął ją za Amy, w skutek dokonanej kradzieży.
Książkę "Przypadkowo Amy" widziałam w naprawdę wielu miejscach na polskim bookstagramie. Większość pozytywnych opinii przekonała mnie, by dać się porwać jesieni i poznać powieść epatującą tą porą roku. Jak na osobę, która nie przepada za niższymi temperaturami i całą tą aurą zaskakująco szybko wciągnęłam się w napisaną przez Lynn historię i z pozytywnym nastawieniem śledziłam losy bohaterów. Czy lekkie pióro wystarczyło bym była zadowolona z tej lektury? I tak i nie.
Osłabiona przeziębieniem nie szukałam w stosiku ambitnej, złożonej lektury i mówiąc szczerze, "Przypadkowo Amy" w swej prostocie nadawała się idealnie. Jak w wielu romansach pewna schematyczność była odczuwalna, a wątek zakazanej miłości, romansu w miejscu pracy biegł właściwie jednostajnym, spokojnym torem. Painter potrafi świetnie operować piórem, przez co ten tytuł czytałam ekspresowo, właściwie jedno popołudnie na spokojnie wystarcza, by zapoznać się z historią Izzy i Blake'a.
Izzy i Blake stoją przed wyzwaniem, jakim jest pogodzenie ich relacji z zasadami miejsca pracy, oczywiście najpierw mocno się dystansując, a z biegiem czasu... cóż pewnie się domyślacie. Momenty ich rozmów, kiedy oboje udawali, że są tylko Amy i panem Klata ze Starbucksa były moimi ulubionymi. Zadziorność głównej bohaterki dodawała humoru do historii, a Blake, mający dylematy pomiędzy byciem lojalnym firmie a kobiecie, która go zauroczyła był dobrą (acz ciut przewidywalną) przeciwwagą.
Jacy są wspomniani bohaterowie? Mówiąc szczerze mogłabym ich opisać jako pozytywnych, idealnie wpasowanych w opowieść ale nieco płaskich. Przy innych książkach pewnie powiedziałabym, że to duża wada, ale w przypadku "Przypadkowo Amy" nie sprawiało mi to większego problemu - miało być lekko, przyjemnie i jesiennie, bez dużych komplikacji. Z plusów wartych wyróżnienia - postacie są kociarzami i podobało mi się, gdy kotki pojawiały się na stronach powieści, by wnieść nieco zamętu i uroku.
Lekturę "Przypadkowo Amy" zaliczam do udanych. Cały jesienny vibe tej powieści sprawia, że naprawdę wierzę, że jesieniarom może się spodobać taki klimat będący tłem romansu. Choć może nie tylko tłem, a wręcz katalizatorem, jeśli by wziąć pod uwagę dyniową latte, od której wszystko się zaczęło. Gdy patrzę na ten tytuł, odczuwam mieszane emocje - jak na lekkie poczytadło, które ma mnie rozluźnić i rozśmieszyć w chłodniejszy wieczór, to jestem zachwycona, a gdy spojrzę głębiej, to zauważam niedociągnięcia. Mimo to z chęcią sięgnę po inne dzieła autorki.
"Weź głęboki oddech i poddaj się miłości."
Moja ocena: 7/10
Może kiedyś przeczytam tę książkę.
OdpowiedzUsuńJeśli lubisz takie klimaty, to warto :D
UsuńLubię jesienią czytać tego typu książki.
OdpowiedzUsuńTaak! To taka dobra jesienna lekka powieść. A zaraz będzie pora na Bożonarodzeniowe haha
Usuń