Tytuł oryginału: Better Than The Movies
Cykl: -
Autor: Lynn Painter
Wydawnictwo: Wydawnictwo Young
Ilość stron: 368
Gatunek: literatura młodzieżowa, young adult
Liz Bauxbaum żyje przeświadczeniem, że czeka ją miłość jak z komedii romantycznych, które uwielbiała nałogowo oglądać z mamą. Gdy pewnego dnia w szkole pojawia się jej obiekt westchnień z dzieciństwa, Liz wie, że oto niebiosa wybrały moment, by życie nastolatki potoczyło się znanym z romansów scenariuszem. By zdobyć serce Michaela dziewczyna jest gotowa dać z siebie wszystko - łączy siły ze znienawidzonym sąsiadem Wesem, który obiecuje wesprzeć jej plan. Jednak szybko Liz przekonuje się, że nic nie idzie tak jak zakładała, i musi zweryfikować swoje postrzeganie idealnej miłości.
Dawno nie czytałam powieści stricte młodzieżowej, ale zawsze lubiłam po ten gatunek sięgać, ponieważ postrzegam go jako przyjemną, lekką rozrywkę. Z piórem Lynn Painter zapoznałam się niedawno, przy lekturze "Przypadkowo Amy", która z jednej strony mi się podobała, a z drugiej była dość jednowymiarowa. Słyszałam wiele dobrego, o "Lepiej niż w filmach" i przyszła kolej na mnie, by przekonać się na własnej skórze, czy rzeczywiście jest to ciekawsza, lepiej rozbudowana powieść tej autorki.
Historia zaczyna się w momencie zdawałoby się zwyczajnym - Liz kłóci się z irytującym sąsiadem, rozmawia z przyjaciółką, idzie do szkoły. Jako czytelnik mogłam od razu zapoznać się z jej charakterem niepoprawnej romantyczki, co przygotowało mnie na dość szybkie zauroczenie Michaelem, gdy ten pojawił się ponownie w jej życiu. Chłopak jawi się Liz jako szarmancki bohater z dzieciństwa, którego losy muszą romantycznie spleść się z jej własnymi. Przez kolejne rozdziały stałam się obserwatorem jej poczynań, które z uśmiechem na ustach śledziłam, stopniowo rozgryzając jej prawdziwe, pozbawione filtra " komedii romantycznej" uczucia.
Pewnego rodzaju młodzieńcza naiwność jest jedną z najlepszych cech głównej bohaterki (i nie tylko jej). Lynn Painter nie zapomniała, o jakiej grupie wiekowej pisze i cudownie było patrzeć na przedstawione przez nią perypetie nastolatków. Bardzo łatwo było mi się utożsamiać z Liz, gdyż doskonale pamiętam, jak w młodości miałam wyidealizowanych w mej głowie crushów i rozpatrywałam mnóstwo romantycznych scenariuszy. Ogromną zaletą powieści jest towarzyszący Liz w miłosnych podbojach Wes, który to zdaje się ją irytować, a z czasem zaczyna ją ciekawić. Do ostatnich stron był bohaterem, któremu łatwo było kibicować, a to coś, co zawsze doceniam.
Kolejnym plusem "Lepiej niż w filmach" jest to, że choć historia toczy się wokół romantycznych wątków, to poruszone są także inne tematy. Painter odkrywa przed czytelnikiem kolejne etapy radzenia (i nie radzenia) sobie nastolatki z żałobą, a także to, jak ona wpływa na postrzeganie przez nią rzeczywistości, w tym relacji międzyludzkich. Choć nie raz miałam ochotę przytulić Elizabeth, to opowieść jest poprowadzona lekko i obfituje w sytuacje w których czułam się rozbawiona pozytywnymi absurdami sytuacji, które spotykają bohaterów.
Nie chcę zdradzać więcej na temat tej książki, ponieważ myślę, że odkrywanie samemu tej historii przyniesie Wam dużo więcej radości. Jest to bardzo dobrze napisana młodzieżówka, którą mogę z czystym sumieniem polecać. Znajdziecie w niej wszystko to, co jest potrzebne w tym gatunku - bohaterów, którzy przyciągają od pierwszych stron, odkrywanie swojej tożsamości, nienachalną atmosferę amerykańskiej szkoły oraz to, co romantycy lubią najbardziej, czyli zauroczenia, miłości i spoglądanie w gwiazdy.
"Czasami za bardzo trzymamy się tego, czego nam się wydaje, że pragniemy, przez co omija nas niesamowitość tego, co rzeczywiście moglibyśmy mieć."
Moja ocena: 8/10
Zaproponuję lekturę tej książki mojej siostrzenicy.
OdpowiedzUsuńPolecam ^^
Usuń