Tytuł oryginału: The Infinite Sea
Cykl: Piata fala [2]
Autor: Rick Yancey
Wydawnictwo: Otwarte, Moondrive
Ilość stron: 512
Gatunek: Science Fiction, dystopia
Cassie, Zombie, Pączek, Ringer, Sam, Filiżanka oraz Dumbo uchodzą z życiem z ataku na bazę wojskową. Nadchodzi zima, więc postanawiają znaleźć bezpieczne schronienie, żeby przetrwać zabójcze temperatury. Jednak Cassie nalega, żeby poczekać na Evana, który obiecał, że do niej wróci. Kiedy niebezpieczeństwa zaczną pojawiać się na każdym kroku, a Obcy upomną się o zbiegów, grupa nastolatków i dzieci będzie musiała podjąć ważne decyzje. Rozdzieleni, zdani na swoje siły ocaleni muszą odkryć kim tak naprawdę jest ich wróg, żeby móc z nim skutecznie walczyć.
Czy lepiej zaufać swojej dawnej, ufnej naturze, czy też zdać się na instynkt zwierzyny łownej, której jedynym ratunkiem jest ucieczka? Czy rozdzielenie się było dobrym pomysłem? Czy można zabić jednego niewinnego, by uratować więcej ludzi?
Lekturę pierwszego tomu "Piątej fali" wspominam bardzo dobrze, więc gdy w bibliotece szkolnej pojawił się drugi tom tej trylogii od razu zaczęłam jego lekturę. Miałam nadzieję, że "Bezkresne morze" okaże się być równie dobre co jego poprzedniczka. Nie wiedziałam czego mam się spodziewać, a samo przeczytanie książki nie zajęło mi dużo czasu, bo nie potrafiłam się oderwać od świata wykreowanego przez Ricka Yancey'a.
Akcja zaczyna się niedługo po wydarzeniach z "Piątej fali", co według mnie było idealnym rozwiązaniem, ponieważ w poprzedniej części miała ona szybkie tempo i dużo się w niej działo. Autor zaskoczył mnie tym, jak poprowadził akcję, było w niej pełno momentów, które śledziłam z zapartym tchem. Nie brakowało chwil, które wywoływały uśmiech na mojej twarzy, ale też Yancey nie szczędził sytuacji poruszających i przygnębiających. Mimo to, tak naprawdę w "Bezkresnym morzu" nie czytałam o tylu wydarzeniach co w poprzedniej części, natomiast mogłam bliżej poznać bohaterów, ich rozterki, a także wydarzenia z ich przeszłości.
Autor w idealny sposób pokazał kontrast jaki był w każdym z bohaterów. To rozdarcie, które sprawiało, że w tej samej chwili byli niewinnymi dziećmi a jednocześnie ludźmi, którzy starają się przetrwać w świecie pełnym śmierci i konfliktów moralnych. Nie da się nie lubić postaci z "Bezkresnego morza", choć z początku nie potrafiłam się przekonać do Ringer... Naprawdę nie mam pojęcia, czemu tak było, ale dzięki temu, że Rick w tej części udzielił też narratorskiego głosu tej bohaterce, mogłam ją bliżej poznać i zrozumieć.
Rick Yancey ma talent do tworzenia ciekawego klimatu, który naprawdę przyciąga. Idealnie wyważone opisy i dialogi, to duża zaleta tej powieści. Na plus "Bezkresnego morza" jest również fakt, że znów miałam do czynienia z paroma interesującymi cytatami, które choć wpasowują się w tę dystopiczną historię, to równie dobrze mogą odnosić się do naszego życia. Robiącą największe wrażenie rzeczą w tej powieści jest odkrycie pewnej prawdy o Obcych, która zaskoczyła mnie swoim dopracowaniem i wyjątkowością.
Podsumowując, "Bezkresne morze" to udana kontynuacja trylogii Ricka Yancey'a. To pełna walki (nie zawsze fizycznej), poświęcenia, nadziei oraz idealnie nieidealnych bohaterów książka. Ze względu na jej dość dużą brutalność, nie uważam jej za odpowiednią dla bardzo młodych czytelników. Polecam ją szczególnie tym wszystkim, którym znudziły się plagiaty "Igrzysk Śmierci", "Niezgodnej" czy innych "Zmierzchów". Na 100% sięgnę po ostatnią część tej trylogii, bo jak dla mnie jest ona naprawdę dopracowana!
Moja ocena: 8/10
Ps. przypominam o urodzinowej rozdawajce! <klik>
Czy lepiej zaufać swojej dawnej, ufnej naturze, czy też zdać się na instynkt zwierzyny łownej, której jedynym ratunkiem jest ucieczka? Czy rozdzielenie się było dobrym pomysłem? Czy można zabić jednego niewinnego, by uratować więcej ludzi?
"Nie ma nadziei bez wiary i wiary bez nadziei, nie ma miłości bez zaufania, nie ma zaufania bez miłości."
Lekturę pierwszego tomu "Piątej fali" wspominam bardzo dobrze, więc gdy w bibliotece szkolnej pojawił się drugi tom tej trylogii od razu zaczęłam jego lekturę. Miałam nadzieję, że "Bezkresne morze" okaże się być równie dobre co jego poprzedniczka. Nie wiedziałam czego mam się spodziewać, a samo przeczytanie książki nie zajęło mi dużo czasu, bo nie potrafiłam się oderwać od świata wykreowanego przez Ricka Yancey'a.
"[miłość]Nie trzyma się żadnych zasad. Nawet własnych. Miłość to jedyna rzecz we wszechświecie, której nie da się przewidzieć."
Akcja zaczyna się niedługo po wydarzeniach z "Piątej fali", co według mnie było idealnym rozwiązaniem, ponieważ w poprzedniej części miała ona szybkie tempo i dużo się w niej działo. Autor zaskoczył mnie tym, jak poprowadził akcję, było w niej pełno momentów, które śledziłam z zapartym tchem. Nie brakowało chwil, które wywoływały uśmiech na mojej twarzy, ale też Yancey nie szczędził sytuacji poruszających i przygnębiających. Mimo to, tak naprawdę w "Bezkresnym morzu" nie czytałam o tylu wydarzeniach co w poprzedniej części, natomiast mogłam bliżej poznać bohaterów, ich rozterki, a także wydarzenia z ich przeszłości.
"Wydawało mi się, że jestem strasznie twarda kiedy udaję, mówiłam, że to optymizm, odwaga, duma czy inne bzdury, jakie w danym momencie uznawałam za słuszne. To kłamstwo."
Autor w idealny sposób pokazał kontrast jaki był w każdym z bohaterów. To rozdarcie, które sprawiało, że w tej samej chwili byli niewinnymi dziećmi a jednocześnie ludźmi, którzy starają się przetrwać w świecie pełnym śmierci i konfliktów moralnych. Nie da się nie lubić postaci z "Bezkresnego morza", choć z początku nie potrafiłam się przekonać do Ringer... Naprawdę nie mam pojęcia, czemu tak było, ale dzięki temu, że Rick w tej części udzielił też narratorskiego głosu tej bohaterce, mogłam ją bliżej poznać i zrozumieć.
"Obietnice są bezcenne, a pocałunek to też forma obietnicy."
Rick Yancey ma talent do tworzenia ciekawego klimatu, który naprawdę przyciąga. Idealnie wyważone opisy i dialogi, to duża zaleta tej powieści. Na plus "Bezkresnego morza" jest również fakt, że znów miałam do czynienia z paroma interesującymi cytatami, które choć wpasowują się w tę dystopiczną historię, to równie dobrze mogą odnosić się do naszego życia. Robiącą największe wrażenie rzeczą w tej powieści jest odkrycie pewnej prawdy o Obcych, która zaskoczyła mnie swoim dopracowaniem i wyjątkowością.
"Tęsknota za tym, co straciliśmy, jest równie głupia jak nadzieja na to, co nigdy nie nadejdzie. W obu przypadkach na końcu czeka rozpacz."
Podsumowując, "Bezkresne morze" to udana kontynuacja trylogii Ricka Yancey'a. To pełna walki (nie zawsze fizycznej), poświęcenia, nadziei oraz idealnie nieidealnych bohaterów książka. Ze względu na jej dość dużą brutalność, nie uważam jej za odpowiednią dla bardzo młodych czytelników. Polecam ją szczególnie tym wszystkim, którym znudziły się plagiaty "Igrzysk Śmierci", "Niezgodnej" czy innych "Zmierzchów". Na 100% sięgnę po ostatnią część tej trylogii, bo jak dla mnie jest ona naprawdę dopracowana!
"Niektóre rzeczy, nawet najmniejsze, dorównują wartością sumie wszechrzeczy."
Moja ocena: 8/10
Ps. przypominam o urodzinowej rozdawajce! <klik>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Spodobał się post? Skomentuj! :)