wtorek, 21 maja 2024

230. W drogę! - Beth O'Leary

Tytuł oryginału: The Road Trip
Cykl: -
Autor: Beth O'Leary
Wydawnictwo: Albatros
Ilość stron: 416
Gatunek: literatura obyczajowa, romans

Addie, Deb i zabrany "na doczepkę" Rodney są w idealnie rozplanowanej trasie, której celem jest ślub przyjaciółki, gdy nagle czują uderzenie innego pojazdu w ich bagażnik. Okazuje się, że stłuczkę spowodował Dylan - eks Addie, z którym zarówno związek jak i rozstanie było burzliwe. W dodatku, na wesele Cherry jechał razem z Marcusem - jego najlepszym przyjacielem, który był chorobliwie przeciwny ich relacji. Kobiety decydują się mimo przeszłych wydarzeń zabrać ich ze sobą, by zdążyli dotrzeć do celu na czas. Ściśnięci w małym aucie nie są w stanie ukrywać swojego prawdziwego oblicza i nie spodziewają się, jak wyjątkowa będzie to podróż.

Twórczość Beth nie jest dla mnie nowością, ponieważ jesienią poznałam "Współlokatorów", który to romans był według mnie całkiem dobrze napisany. Gdy zobaczyłam znajome nazwisko na bibliotecznej półce, nie potrzebowałam specjalnej zachęty by sięgnąć po "W drogę!". Brakowało mi ostatnio jakiejś powieści obyczajowej i z chęcią dałam się zabrać O'Leary w tę podróż.

Już po samym opisie, można mniej więcej domyśleć się fabuły, ale muszę przyznać, że zżerała mnie ciekawość na myśl o powody rozstania głównych bohaterów. Ciekawość była podsycana jeszcze bardziej, przez podział rozdziałów na "Wtedy" i "Teraz". Na szczęście autorka dała głos zarówno Addie jak i Dylanowi, dzięki czemu mogłam poznać perspektywę obu stron, co było istotne w tej historii. Odrobina przewidywalności nie była dla mnie problemem, ponieważ "W drogę!" w zamyśle chyba ma być właśnie taką książką, przy której przymyka się oko na zbiegi okoliczności i komiczne sytuacje, które akurat przytrafiają się bohaterom.

Jeśli chodzi o postacie, to mam sprzeczne uczucia. Z jednej strony są dobrze napisani, mają jakieś charakterystyczne cechy i nie są "płascy", natomiast nie byłam w stanie polubić w pełni głównego bohatera i rzutowało to na mój odbiór tej lektury. Addie to cudowna kobieta, w przeszłości pokazana jako troszkę niepewna siebie, nie do końca świadoma swoich możliwości, ale dająca z siebie wszystko, by było dobrze. Dylan natomiast, choć z początku jawiący się niczym chłopak marzeń, z czasem no cóż... łamał mi serce raz za razem. W dodatku był okropnie życiowo nieogarnięty, bez własnego zdania, bez jakiegoś normalnego  spojrzenia na relacje. I o ile rozumiem, że aby dokonała się przemiana, to musi być z czego przemieniać, to jejku, dokonał takich rzeczy, że naprawdę podziwiam Addie za cierpliwość i wyrozumiałość! Co do pozostałych bohaterów powiem tak - wzbudzają emocje od radości przez troskę po złość.

Rozgrzewa mi serce myśl, że autorka podkreśliła, że bohaterowie nie zmieniają się magicznie ot tak, a jest wspomniana terapia, która jest procesem. Według mnie to ważne, by normalizować te kwestie w popkulturze. Jest to słodko-gorzka opowieść o tym, jak bardzo ważne jest odnalezienie i pokochanie siebie, zanim zacznie się szukać szczęścia u innych. Beth zrobiła dobrą robotę, choć wciąż myślę, że to nie jest jej szczyt możliwości. Jeśli lubicie takie lekko naiwne historie w klimacie filmów romantycznych z motywem podróży, to będziecie zadowoleni.
"Oddanie własnego serca przeraża, ale jest wykonalne, jeśli druga osoba równocześnie zrobi to samo. Jak dwaj żołnierze, którzy opuszczają broń."
Moja ocena: 7/10

2 komentarze:

  1. Bardzo lubią książki tego wydawnictwa. Myślę, że ta również kiedyś trafi w moje ręce.

    OdpowiedzUsuń

Spodobał się post? Skomentuj! :)