sobota, 15 października 2016

142. Szeptucha - Katarzyna Berenika Miszczuk

 
Tytuł oryginału: Szeptucha
Cykl:  Kwiat paproci [1]
Autor: Katarzyna Berenika Miszczuk
Wydawnictwo: W.A.B.
Ilość stron: 352
Gatunek: fantasy, fantastyka

XXI wiek, wierząca w słowiańskie bóstwa Polska. Gosława Brzózka, aby móc uprawiać zawód lekarza, musi po studiach odbyć roczne praktyki u Szeptuchy - kobiety, która leczy powołując się na magiczne rytuały. Gosia nie wierzy w istnienie Świętowita, czy innych słowiańskich bogów, dlatego sceptycznie podchodzi do pobytu u Baby Jagi. Podczas pobytu w świętokrzyskiej wsi, dziewczyna powoli odkrywa, że to co dotychczas uważała za zabobony i brednie, niekoniecznie jest nierealne. Słowiańscy bogowie nie zamierzają jednak czekać na moment, w którym Gosia w nich uwierzy, i zaczynają ją niczego nie świadomą włączać do swojego sporu o dający i odbierający nieśmiertelność kwiat paproci.

Czy Świętowit i inni bogowie istnieją? Czy Gosia wybierze, komu odda kwiat paproci? Komu dziewczyna może ufać?

Katarzynę Berenikę Miszczuk poznałam po raz pierwszy podczas lektury cyklu "Wiktorii Biankowskiej". Później przyszedł czas na nasze drugie spotkanie przy "Drugiej Szansie", a teraz miałam okazję przeczytać "Szeptuchę". Muszę przyznać, że autorka po raz kolejny mnie nie zawiodła. Spodziewałam się oryginalnej, pełnej humoru powieści i właśnie taką książkę otrzymałam.

"Poczułam się głupio. Było mi przykro, że go uderzyłam. Na dodatek trafiłam w skroń. Mogłam mu zrobić krzywdę. Opuściłam rękę z latarką.
- Przepraszam - powiedziałam, odsuwając się.
- Nie szkodzi. Gdybym miał złe zamiary, i tak z łatwością bym się uwolnił i cię złapał. Niemniej jednak to dobrze o tobie świadczy, że chociaż usiłowałaś się bronić.
Przestało mi być przykro, że go uderzyłam."

Największą zaletą "Szeptuchy" jest jej niepowtarzalność. Autorka stworzyła wizję alternatywnej Polski, która nie jest katolicka, bo Mieszko I nie przyjął chrztu. Spodobało mi się nawiązanie do naszej rodzimej, słowiańskiej kultury, która jest przecież ciekawa i jest świetnym źródłem inspiracji dla dzieł, co w bardzo dobry sposób wykorzystała pani Miszczuk. Nadprzyrodzona strona tej historii nie umniejsza wątkowi romantycznemu, choć on był akurat dość przewidywalny. Nie zrażajcie się tym jednak, bo w tej historii nic nie jest pewne, a wiem, że w kontynuacji nie będzie tak kolorowo. 

Choć przed lekturą nie byłam pewna tego, czy spodoba mi się wątek stażu u szeptuchy, to już od pierwszych chwil z sympatią śledziłam działania starszej kobiety z Bielin i jej wzajemne riposty z Gosią. Katarzyna potrafi tworzyć postacie, które nie potrafią zostawić czytelnika niewzruszonego, albo się je lubi, albo nienawidzi, ale nigdy się nie jest obojętnym. Nie jestem w 100% przekonana do Gosi i praktykanta lokalnego żercy - Mieszka. Pierwsza postać choć ujmująca humorem, to według mnie była trochę za bardzo przewrażliwiona, a co do enigmatycznego Mieszka, to po prostu mu nie ufam. Oprócz nich w książce pojawia się również Sława - przyjaciółka głównej bohaterki, oraz jej przyjaciele. Niestety, nie pojawiają się oni zbyt często.

"- Pasujesz do swojego konia - palnęłam rozpaczliwie, byle tylko zmienić temat.
Od razu pożałowałam swoich słów. A jednak istnieją granice poniżenia, których jeszcze nie przekroczyłam.
- Słucham? - zdziwił się.
- Chodzi mi o to, że obaj jesteście potężni - brnęłam dalej. 
- Dobrze, przyjmę to jako komplement."

Autorka ma lekki styl, barwnie kreuje otaczającą bohaterów rzeczywistość tak, że ma się wrażenie jakby się wraz z nimi przemierzało Góry Świętokrzyskie i uczestniczyło w obchodach Jarego Święta, topienia Marzanny i innych uroczystości. Humor autorki jest może trochę specyficzny, ale mnie osobiście odpowiada i często z uśmiechem na ustach śledziłam losy Gosi. 

"Szeptucha" to pełna słowiańskich tradycji powieść, która w pozytywny sposób odbiega od typowej fantastyki. Katarzyna Berenika Miszczuk przygotowała historię, w której magia staje się rzeczywistością,  miłość jest nieśmiertelna, groźni, słowiańscy bogowie zrobią wszystko, by otrzymać to, czego pragną, a marketing rośnie... wraz z efektem placebo. Wdziewajcie sukienki, plećcie warkocze i tak jak ja, wkroczcie do Polski rządzonej przez Piastów!

Moja ocena: 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Spodobał się post? Skomentuj! :)