Tytuł oryginału: Licencja na czarowanie
Cykl: -
Autor: Aleksandra Okońska
Wydawnictwo: Sine Qua Non, SQN
Ilość stron: 480
Gatunek: fantastyka, fantasy
Dwudziestoletnią Arletę prześladuje Pech przez duże "P". Jako wiedźma powinna mieć we krwi umiejętność warzenia eliksirów, rzucania zaklęć oraz pamięć do wszelkich informacji magicznych, a jednak, po pięcioletniej szkółce Baby Jagi oblewa ważny egzamin. By uzyskać licencję na czarowanie, Leta musi skorzystać z korepetycji udzielanych przez jej wieloletni obiekt westchnień, ponieważ termin poprawki zbliża się nieubłaganie. Bez pozytywnego wyniku straci wszystko co kocha - mieszkanie w Dyńci, miotłę, różdżkę, chowańca Impa, oraz przede wszystkim moc. Czy pomimo kumulacji nieszczęść młoda wiedźma udowodni swoją wartość i uzyska pozwolenie na czarowanie? A może skazana jest na kolejną porażkę?
Zbliża się jesień, a wraz z nią atmosfera idealna na przytulne, klimatyczne książki. Miałam lekkie obawy, czy "Licencja na czarowanie" wpadnie w me gusta, ponieważ widziałam różne opinie, ale nie ma to jak przekonać się na własnej skórze.
Początkowo do historii o wiedźmie podchodziłam z dystansem. Pierwsze rozdziały wprowadzające w nieszczęsną sytuację Lety były momentem przełomowym - można się po nich albo wczuć, albo zrazić do powieści. Mi na szczęście przypadła pierwsza opcja - zaczęłam dobrze się przy niej bawić. Aleksandra w lekkim, pełnym sytuacyjnego humoru stylu poprowadziła mnie przez trudne przygotowania bohaterki do najważniejszego testu w życiu.
Okońska tworząc postacie zadbała, by były one wyraziste i nieco stereotypowe. W dużej mierze różne stereotypy rządzą tą powieścią, ale są one przedstawione w tak czarujący sposób, że bez nich "Licencja na czarowanie" nie byłaby taka sama. Pechowa wiedźma jest wspierana przez cudownych przyjaciół, i skazana na spotykanie się ze swoim crashem, przy którym mimo licznych upokorzeń, jakby szczęście się do niej uśmiechało. Do tego sarkastyczny kot Imp, świadome siebie roślinki oraz charakterne słowiańskie bóstwa i demony i mamy mieszankę wybuchową... dosłownie!
Kreacja świata w swym przerysowaniu była niemal bajkowa, pomimo nowoczesnych technologii. Miałam odczucie, jakbym czytała młodzieżówkę, zamiast historii o dwudziestolatce, ale gdzieś od połowy książki przestałam na to zwracać uwagę. Bardziej skupiłam się na lekkim języku, słowiańskich akcentach - akcja dzieje się w Polsce, gdzie czarodzieje to uznawana mniejszość - oraz relaksie płynącym z lektury.
"Licencja na czarowanie" oczaruje każdego, kto jej na to pozwoli. Warto podejść do tej pozycji z dystansem, bez nastawienia na wymagającą, wnikliwą fantastykę, bo to nie o to tu chodzi. Spędziłam z twórczością Okońskiej pełen uśmiechów dzień, który został osłodzony mimo ponurej pogody. Kilka rozmyślań też wpadło, bo wątek rodziny Arlety, oczekiwań, porównywania jej do innych rezonował ze mną. Jeśli szukacie takiego niezobowiązującego, zabawnego, pachnącego wypiekami poczytadła, które wpisze się idealnie w jesienne TBR, to zapiszcie sobie ten tytuł!
"Sabat oficjalnie się rozpoczął, ale festiwal porażek życiowych Arlety trwał nieprzerwanie."
Moja ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Spodobał się post? Skomentuj! :)