Tytuł oryginału: The Sword of Kaigen
Cykl: Theonite [1]
Autor: M.L. Wang
Wydawnictwo: Vesper
Ilość stron: 752
Gatunek: fantastyka, fantasy
W górach na skraju Imperium Kaigenu mieszkają najpotężniejsi wojownicy, zdolni do manipulowania wodą i dzierżący lodowe ostrza. Od wieków bronią Imperium, a ich region nosi miano Miecza Kaigenu. Mamoru, czternastoletni członek znakomitej rodziny Matsuda, chce zostać doskonałym wojownikiem. Odkrycie, że Imperium jest zbudowane na kłamstwach, wstrząsa jego światem i stawia prawdę o jego przodkach pod znakiem zapytania. Misaki, matka Mamoru, stara się zapomnieć o brutalnej przeszłości i być dobrą matką. Jednak gdy grozi im inwazja, musi zdecydować, co jest w stanie zrobić, by ochronić swoich bliskich.
Do poznania "Miecza Kaigenu" najbardziej zachęcił mnie nie opis, zapowiadający ciekawą fantastykę, a przecudowne wydanie. Już na start książka ta dostała fory przez to, jakie to dzieło wydawniczej sztuki. Z tego co zdążyłam zaobserwować, to polskie wydanie jest najpiękniejsze, brawo dla wydawnictwa Vesper!
Ale przejdźmy do fabuły... Autorka wprowadziła mnie w odpowiednim tempie, na bieżąco rozumiałam mniej więcej z czym mam do czynienia. Początkowe obawy, czy nie będzie to toporna w treści książka, odeszły w zapomnienie po pierwszych rozdziałach. Swoisty klimat zbocza góry i jego mieszkańców został świetnie wpleciony w azjatycką kulturę. Pomieszanie tradycyjnych, niemal średniowicznych aspektów z nowoczesnością i techniką było specyficzne, acz intrygujące.
Książka skupia się na Misaki Matsudzie i jej synie Mamoru. Poznałam matkę rodu w momencie, gdy ta męczyła się swoim życiem idealnej pani domu, matki i żony, czując się niedocenianą przez swojego oziębłego męża. Wraz z biegiem fabuły mogłam odkrywać co stoi za zachowaniem bohaterów, przeżywać ich tragedie i dylematy, stopniowo przywiązując się do ich losów. Choć początkowo to wątek młodziutkiego wojownika bardziej mnie ciekawił, tak z czasem przekonałam się do Misaki.
Wang stworzyła oryginalny świat, w którym nacje posiadają różne moce. Połączenie białej broni, śmigłowców i magicznych umiejętności udało jej się zaskakująco dobrze. Podobała mi się nieprzewidywalność akcji - w pewnym momencie wręcz wypierałam wydarzenia, nie mogąc uwierzyć, że właśnie taki los pisarka zgotowała dla pewnych postaci. Epicko opisana bitwa w środku książki zmiażdżyła mnie emocjonalnie. Dawno scena militarna nie wciągnęła mnie tak mocno.
"Miecz Kaigenu" to świetna powieść fantasy! Pomimo jej nietuzinkowej konstrukcji (wprowadzenie, moment kulminacyjny, dalsza akcja), utrzymała moją pełną uwagę do samego końca. Znajdziecie w niej mieszankę osobistej przemiany, straty, walki z najeźdźcą, dumy, przebaczenia, oraz radzenia sobie z kłamstwami głów państwa. Lekki język pomógł mi poczuć tę historię całą sobą i gorąco Wam ją polecam!
"Tę samą historię można opowiedzieć na milion sposobów. My, jaseliwu, musimy znaleźć tę, której potrzebuje słuchacz. Niekoniecznie tę, która niesie ze sobą najwięcej informacji, lecz taką, jaką musi usłyszeć, by zrobić to, co powinien."
Moja ocena: 9/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Spodobał się post? Skomentuj! :)