Tytuł oryginału: The Long Game
Cykl: : Green Oak [1]
Autor: Elena Armas
Wydawnictwo: Otwarte
Ilość stron: 480
Gatunek: literatura obyczajowa, romans
Adalyn Reyes ma idealnie zaplanowany każdy dzień: wstaje o świcie, jedzie do siedziby drużyny piłkarskiej Miami Flames, ciężko pracuje, wraca do domu. Kiedy nagranie jej starcia z maskotką drużyny wycieka do internetu i staje się wiralem, ta rutyna się kończy. Właściciel klubu nie zwalnia Adalyn, tylko daje jej nowe zadanie – by odzyskać dobre imię, ma odbudować drużynę Green Warriors. Sęk w tym, że klub jest w Karolinie Północnej, jego zawodnicy trenują w strojach baletowych, hodują kozy i… są dziewięciolatkami. Na szczęście w miasteczku przebywa Cameron Caldani, znany bramkarz, który mógłby pomóc Adalyn wprowadzić drużynę do wyższej ligi. Jednak po fatalnym pierwszym spotkaniu (słowa klucze: kogut, zderzak, noga Camerona) dziewczyna raczej nie ma co liczyć na współpracę. Ale jest zdeterminowana, by z niesfornych dzieciaków zrobić gwiazdy piłki nożnej – z pomocą Cama lub bez niej. Nawet na końcu świata gra toczy się dalej! [opis wydawcy]
Oh, jak bardzo chciałam wrócić do twórczości Eleny Armas! Pomimo upływu lat wciąż ciepło wspominam moje pierwsze spotkanie z autorką podczas lektury "The Spanish Love Deception". Wtedy zakochałam się w jej lekkim stylu, poczuciu humoru i sposobie prowadzenia relacji romantycznej, której odkrywanie było czystą przyjemnością. Liczyłam więc, że i tym razem, odkładając książkę, poczuję tę samą satysfakcję. Czy tak było?
"The Long Game" zaczyna się dynamicznie, zabawnie i intrygująco, to właśnie ten początek wspominam najlepiej. Wiele przekomicznych scen sprawiło, że godzinami słuchałam audiobooka, z zainteresowaniem śledząc losy Adalyn. Jednak wraz z rozwojem fabuły liczyłam na kolejne równie mocne momenty, a tymczasem tempo wyraźnie zwolniło i dopiero pod koniec zostało ponownie podkręcone. Przez to przy drugiej połowie książki coraz częściej łapałam się na rozpraszaniu.
Choć od lektury minęło zaledwie kilka dni, nie potrafię dziś szczegółowo opisać bohaterów. Podczas czytania absolutnie mi nie przeszkadzali - ich charaktery i interakcje dobrze współgrały z opowieścią - ale z perspektywy czasu niewiele z ich cech pamiętam. Rozmyli się, stając się dość nieuchwytni. W pamięci zostały mi przede wszystkim ich przekomarzanki, joga z kozami oraz pierwsze spotkanie.
Styl Eleny i jej umiejętność budowania atmosfery miejsc sprawiły, że mimo powyższych uwag samo czytanie było bardzo przyjemne. Łatwo było przenieść się do Green Oak i towarzyszyć bohaterom podczas treningów drużyny. Choć brakowało mi większego napięcia, muszę przyznać, że ciekawość związana z wybuchem głównej bohaterki i jego przyczynami skutecznie trzymała mnie przy fabule.
"The Long Game" okazało się być miłym przerywnikiem między cięższymi tytułami - pełnym humoru i… zwierząt (kozy, koty, a nawet kogut!). Choć w tle pojawiają się trudniejsze tematy, towarzyszy im przede wszystkim lekkość. Jeśli podejdziecie do tej książki bez wygórowanych oczekiwań, możecie spędzić z nią naprawdę przyjemne kilka wieczorów.
Moja ocena: 7/10
.png)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Spodobał się post? Skomentuj! :)