Tytuł oryginału: Quicksilver
Cykl: Fae & Alchemy [1]
Autor: Callie Hart
Wydawnictwo: Hype
Ilość stron: 592
Gatunek: fantastyka, fantasy, romantasy
Dwudziestoczteroletnia Saeris Fane potrafi dotrzymać tajemnicy. Nikt nie zdaje sobie sprawy z jej dziwnej mocy, nikt nie wie, że jest złodziejką, która okrada ludzi, a także zasoby Nieumarłej Królowej. Jednak sekrety są jak węzły. Wcześniej czy później zostaną rozwikłane. Kiedy Saeris staje oko w oko z personifikacją Śmierci, niechcący otwiera portal między światami i zostaje zabrana do świata lodu oraz śniegu. Do tej pory znała elfy jedynie z mitów, legend i koszmarów… Okazuje się jednak, że żyją naprawdę, a młoda kobieta wpada w sam środek trwającego od wielu stuleci konfliktu, który może doprowadzić do jej zagłady. Saeris, która jako pierwszy człowiek od ponad tysiąca lat trafia w zaśnieżone góry Yvelii, nieświadomie związuje się paktem krwi z wojowniczym Kingfisherem, który ma własne tajemnice i plany. Postanawia wykorzystać jej moc alchemiczki, żeby chronić swoich bez względu na cenę, jaką przyjdzie zapłacić zarówno jemu, jak i jej. [opis wydawcy]
Na "Quicksilver" czaiłam się w okolicach premiery, ale bardzo skrajne opinie skutecznie ostudziły mój zapał. Po lekturze, jestem w stanie zrozumieć oba czytelnicze "obozy" - tych, których ta historia urzekła, jak i zawiedzionych.
Z początku chciałabym skupić się na tym, co było dobre - spodobała mi się kwestia magicznej substancji, alchemiczny aspekt oraz różnorodność świata. Z zaciekawieniem śledziłam losy Saeris, która trafiła do obcej krainy Fae, w której czekała na nią bitewna zawierucha, naburmuszony Kingfisher i intrygi fae. Autorka zaczęła swą powieść naprawdę mocno, wciągnęłam się w nią bardzo szybko.
Niestety, gdy główna bohaterka poznała męskiego bohatera - samca alfa, to niejednokrotnie skręcało mnie z cringe'u. Nie potrafiłam brać ich relacji na poważnie (szczególnie MMC), ponieważ zamiast błyskotliwych przepychanek słownych, były to ciągłe podteksty, nielogiczne odzywki, oraz naprawdę żenująco napisane - wg mnie - sceny zbliżeń. Choć spodobało mi się backstory tego bohatera, to całokształt mnie nie kupił.
Natomiast styl autorki był naprawdę przystępny, było widać, że ma pomysł, przemyślała różne zwroty akcji. Całość odebrałam więc bardzo nierównomiernie - początek i koniec były dobre, natomiast wszelkie "romantyczne" nawiązania w środku książki sprawiały, że przewracałam oczami.
Cóż mogę rzec... "Quicksilver" nie jest powieścią, którą mogę polecić. Jeśli lubicie takie "samcze" zachowania męskich postaci, to Wam bardziej spodoba się relacja Saeris i Fishera, a jeśli jesteście świadomi, że to nie Wasza bajka, to nie stracicie wiele, gdy ją sobie odpuścicie. Raczej nie sięgnę po drugi tom, bo choć zakończenie było intrygujące, to nie wiem, czy dam radę czerpać z tej serii więcej przyjemności niż niezręczności.
Moja ocena: 4/10
Szkoda, że książka tak słabo wypadła. To zupełnie nie moje klimaty czytelnicze, ale widzę że niewiele tracę.
OdpowiedzUsuń